W chwili obecnej większość z nas wciąż podłącza swoje urządzenia mobilne do innego centralnego urządzenia. Kopiujemy na nie muzykę, dokumenty do poczytania w autobusie czy filmy. Wymaga to powtarzania serii uciążliwych i monotonnych czynności i jest bardzo niewygodne. Przeciętnie zorientowanego technologicznie użytkownika iPhone’a irytuje to, że musi obsługiwać swój telefon przez iTunes lub inny dowolny program pośredniczący. Dziś jednak wiadomo już, że smartfony i tablety są o krok od uzyskania pełnej niezależności.
Co o tym świadczy i jakie wymagania muszą zostać spełnione, by tak się stało? Po pierwsze potrzebna jest infrastruktura, która pozwoli na szybką transmisję danych. Ta rozwija się bardzo dynamicznie – ledwo upowszechniła się sieć 3G, a już na horyzoncie pojawił się standard LTE. Drugą kwestią jest system. Przykład Windowsa8, który ma być uniwersalnym systemem dla urządzeń wszystkich typów, pokazuje, że producenci oprogramowania zdają sobie z tego sprawę. Wszystko dąży więc do tego, by tablety nie były jedynie sprawnymi narzędziami do przeglądania treści, ale również maszynami do ich tworzenia.
Wydaje się, że problemem nie jest także popyt na urządzenia mobilne. Mówi się, że zapotrzebowanie na tablety jest niewielkie, ale przykład wyprzedaży Touchpada HP (w USA sprzedano ok. 350 tys. egzemplarzy w jeden weekend po obniżeniu ich ceny do 99$) pokazał, że jest to wyłącznie kwestia ceny. Podobnie będzie z wspomnianą wcześniej transmisją danych – z czasem jej koszty spadną do minimum. Wtedy w naszych smartfonach zaczną królować usługi typu SaaS (Software as a Service) lub oparte na podobnych modelach chmury obliczeniowej. Będziemy mieli dostęp do wszystkich prywatnych danych z dowolnego miejsca, bez potrzeby podłączania się do centrali w postaci domowego komputera.
Oczywiste jest, że równolegle do przemian technicznych wykreowane zostaną nowe zachowania konsumenckie. Przeniesienie sprzedaży ze sklepów stacjonarnych do internetu idzie w Polsce opornie, ale w zachodniej części kontynentu w zasadzie już się dokonało. Tam wielkie koncerny już lata temu pozbyły się sklepów stacjonarnych na rzecz internetowych. Przykładowo grupa Virgin już w 2007 sprzedała wszystkie 125 punktów na terenie Wielkiej Brytanii, by całkowicie wycofać się z handlu tradycyjnego na rzecz sieciowego. Przemiana ta dokona się również w naszym kraju, jest to tylko kwestią czasu.
Co to oznacza w praktyce? Powstanie nowa nisza – obsługa zakupów mobilnych. O tym, że na zajęcie jej czyhają najwięksi gracze, także świadczy wiele symptomów. Technologia rozpoznawania obrazów użyta w Bing Vision już teraz pozwala na rozpoznawanie określonych produktów. W tyle nie pozostaje Google, który wciąż rozwija swoją aplikację Goggles, a prezes portalu aukcyjnego eBay sam niedawno przyznał, obserwując rosnącą siłę konkurencyjnego Amazona, że jego firma przegapiła odpowiedni moment na wejście w sprzedaż mobilną i wyraził zainteresowanie kupnem technologii rozpoznawania obrazów. Szkopuł w tym, że zagraniczni giganci, gdy już stworzą aplikacje obsługujące zakupy produktów na podstawie zdjęć robionych telefonem, skupią się w pierwszej kolejności na rynku USA. Przez długie lata nie będą posiadali w swoich bazach lokalnych produktów z innych obszarów geograficznych.
W Polsce jednak mało kto myśli o przyszłości. Pomimo że w środowiskach wydawniczych mówi się o malejącej z roku na rok sprzedaży, nie bierze się pod uwagę nowych kanałów docierania do klientów. Sieć Empik szuka wciąż nowych rozwiązań, ale głównie na starych gruntach – ogranicza się więc do eksperymentalnego wprowadzenia sprzedaży produktów używanych, jakby wychodząc z założenia, że sprzedaż spada tylko pod wpływem czynnika ekonomicznego (wysokich cen). Czy jednak nie jest to zbyt zachowawcza taktyka?
We właściwym kierunku idzie natomiast polska spółka iTraff Technology, która wydaje się podążać w stronę opisywanej niszy. Stworzyła już między innymi technologię rozpoznawania zdjęć, która została nawet nagrodzona za zwycięstwo w konkursie Fundacji Europeana przez Neelie Kroes, komisarz europejską do spraw agendy cyfrowej. Wyróżnienie przyznano po tym, jak programiści firmy wdrożyli swoją technologię do identyfikującej dzieła sztuki aplikacji Art4Europe. Co ciekawe, zwycięstwo zostało odnotowane właśnie w kategorii „Projekt o największej wartości biznesowej”.
Innym wykorzystaniem rozpoznawania obrazów firmy jest aplikacja SaveUp. Pobrać mogą ją wszyscy użytkownicy iPhone’ów oraz urządzeń wykorzystujących system Android. Służy do natychmiastowych zakupów książek wynajdywanych na podstawie zdjęcia zrobionego aparatem smartfona. Program jest dopiero w fazie rozwojowej, ale już teraz oferuje ciekawe funkcjonalności. Może okazać się ciekawą innowacją, gdy do jego bazy danych zostaną wprowadzone także multimedia. SaveUp to także jeden z pierwszych polskich projektów, które miały szanse zaprezentować się w trakcie wydarzenia Techcrunch Disrupt 2011 w San Francisco.
Można przewidywać, że niedługo pojawi się cała masa podobnych firm technologicznych. Dziś nie jest tajemnicą odpowiedź na pytanie: czy zakupy mobilne dotrą również do Polski?. Należy raczej zapytać: kiedy?. Może się okazać, że nie jest to perspektywa tak odległa, jak nam się wydaje.