Mentoring, czyli co? Mentoring, czyli jak?

Ostatnio dużo się dzieje na rynku startupów – konkursy, hackatony wszelkiej maści czy akceleratory (BIC Summer Start, Gamma Rebels, Start-up School, itd.). Istotnym, jeśli nie najważniejszym elementem tych wydarzeń – co podkreślają zarówno organizatorzy, jak i uczestnicy – jest mentoring. Ta formuła wsparcia młodego biznesu została uznana za pewien standard, must have. Jej zalety są nie do przecenienia. Dlaczego? Otóż startup to bardzo często biznes, w którym jest duża chęć do walki, jednak nie zawsze pełny zestaw kompetencji – mentoring z założenia ma uzupełniać braki w doświadczeniu i kierować biznes na ścieżkę pewnego wzrostu.

Czym jest mentoring?

Mentoring jest zwykle działaniem ad hoc ze strony mentora – poznaje on biznes w ciągu kilkudziesięciosekundowego pitchu i na bieżąco dzieli się z teamem swoimi radami. Rady te możemy podzielić na dwa rodzaje: po pierwsze kontakty, umożliwienie dostępu do osób, które mogą przyczynić się do rozwoju biznesu, po drugie wsparcie typu doradczego. O ile pierwszy element jest zupełnie bezdyskusyjny (i szybko mierzalny), to już drugi rodzaj wsparcia wymaga głębszej refleksji. Nie twierdzę, że mentoring tego typu jest niekorzystny dla startupów, jednak jeśli zastanowić się nad nim dokładniej, to wsparcie tego typu jest rodzajem konsultingu w obszarze zarządzania – czy firmy doradcze mogłyby pozwolić sobie na doradzanie swoim klientom bez drobiazgowej analizy ich biznesu? Pojawia się więc pytanie, na ile mocnym fundamentem może być mentoring tego typu dla młodego biznesu? W branży przyjmuje się powszechnie i niemal bezdyskusyjnie, że takim fundamentem jest. Zależy to na pewno od samego mentora i jego doświadczenia oraz poziomu, z jakiego startuje zespół. Ja byłbym jednak ostrożny. Warto korzystać z tego typu wsparcia – traktować trzeba je jednak w sposób krytyczny i prowadzić do syntezy rekomendacji wielu różnych mentorów. Dlaczego? Otóż doświadczenia wielu zespołów mówią, że rady mentorów są zwykle różne, a czasem nawet sprzeczne. Cóż, czasem można wejść na tę samą górę z dwóch stron, czasem jednak mentor może się mylić. Dlatego warto, aby mentor był partnerem sparingowym teamu. Jego rolą jest zadawanie wielu, czasem pozornie banalnych pytań i dzielenie się wnioskami, a zadaniem startupu będzie ich weryfikacja, a nie bezkrytyczna internalizacja.

Mentoring jak coaching

Opinie zebrane wśród uczestników akceleratora www.summerstart.pl wskazują, że prawdziwie cenny wkład wnoszą: mentorzy przygotowani do sesji (znający założenia biznesu, tacy którzy poświęcili kilka godzin, aby zastanowić się nad możliwymi strategiami dla startupu) oraz ci z mentorów, którzy są skłonni angażować się na dłużej (a więc Ci którzy asystują w nierzadko trudnym procesie implementacji ich rad). Ilustracją nietrywialności tego zagadnienia jest dowcip, jaki opowiadają konsultanci jednej ze znanych firm doradczych: Myszy nękane przez kota, udają się do firmy doradczej z prośbą o rozwiązanie ich problemu. Doradcy sugerują zmianę w sowy. Kiedy myszy zwracają się z pytaniem, jak to uczynić? – konsultanci rozkładają ręce i ripostują: nie zajmujemy się implementacją. Tak więc ważne jest zarówno przygotowanie, jak i zaangażowanie na czas dłuższy w prace teamów. Część młodych przedsiębiorców twierdzi wręcz, że idealnym trybem mentoringu, jest aktywny udział mentora w roli członka teamu, przez przynajmniej kilka dni podczas planowania rozwoju biznesu.

Pieniądze czy/i sława?

Udział w roli mentora w intensywnie promowanych w mediach wydarzeniach jest pewnym wyróżnieniem samym w sobie. Przyjęło się, że mentoring jest rodzajem gestu tych doświadczonych, o stabilnej pozycji na rynku, dla młodych, słabszych, ale świetnie się zapowiadających. Ponieważ jednak trudno o darmowe obiady, organizatorzy eventów, akceleratorów oraz zarządzający funduszami poszukują przejrzystych i motywujących modeli wynagradzania (dobrego) mentoringu. Coraz popularniejsze są praktyki przydzielania kilku procent equity (zwykle 1–5%) dla wspierających startup w dłuższym okresie lub dla tych, którzy przysporzą mu strategiczny kontakt. Mechanizm taki obowiązuje m.in. w funduszu HackFwd (jest to jednak wynagradzanie symboliczne i często następuje niejako po fakcie, nie jest więc to zadanie płatne sensu stricte). Rynek zagraniczny zna także przykłady finansowego wynagradzania mentoringu: startupy często alokują część swojego budżetu na stałe wsparcie mentora, rolę opłacającego mentoring przyjmują także czasem fundusze oferujące mentoring niejako w pakiecie z finansowaniem, zwykle w trybie szkoleń organizowanych dla całego portfela swoich firm. Model ten przenika powoli na rynek polski – zarówno w formie szkoleń kupowanych indywidualnie przez startupy, jak i fundusze VC.

Jaki mentor to dobry mentor?

Na koniec – bez zbędnego komentarza – chciałbym pokazać (jako subiektywny wybór z wielu klasyfikacji) cechy, które najczęściej określane są jako kluczowe dla dobrego mentora:

1. Autentyczna chęć wsparcia teamu: wiedzą, doświadczeniem, umiejętnościami – to dla mentora często wyjście z roli szefa i wejście w buty nauczyciela – wymagającego, ale wyrozumiałego na niedoskonałości ucznia.

2. Entuzjazm: poszukiwanie zalet rozwijanego przez startup produktu/usługi – budowanie dobrego morale teamu i motywowanie go do wytężonej pracy.

3. Umiejętność dostrzegania i komunikowania postępów, jakie robi team pod okiem mentora.

4. Wyłącznie konstruktywna krytyka, a więc taka, która sugeruje alternatywne rozwiązania i drogi.

5. Szacunek w branży i uznanie otoczenia: zespół musi wierzyć, że poświęca swój czas na dialog z właściwą osobą.

6. Umiejętność sprawnej organizacji procesu mentoringowego i jasnego zakomunikowania take-away’u: cele, kamienie milowe, terminy.

7. Wierzący/praktykujący: a więc taki mentor, który działa i odnosi sukcesy w branży w której prowadzi mentoring, a jednocześnie stale poszerza swoją wiedzę i nie boi wstrzymać się od głosu w sprawach na których się nie zna.

Memento dla mentorów:

primum non nocere!

Na koniec chciałbym przytoczyć ciekawe spostrzeżenie, którym podzielił się ze mną jakiś czas temu Artur Kurasiński. Podzielam jego obserwację i staram się działać rozumnie. Artur zaobserwował, że ludzie zapytani o zdanie na wybrany temat (projekt strony www, koncept biznesu itp.) zawsze starają się go storpedować, a przynajmniej mocno skrytykować ten przedmiot (Artur użył bardziej barwnego języka). Tak samo mogą postępować mentorzy. Czy powinni? A może czasem warto ugryźć się w język? Nie zawsze należy mieć zdanie na każdy temat – mentor to, ponad wszystko, rola odpowiedzialna.