Z czym kojarzy się Wam Portugalia? Ciekawe miejsce na spędzenie wakacji, Christiano Ronaldo, wyśmienite wino z Porto? To wszystko prawda, ale chyba mało kto na dźwięk słowa Portugalia myśli o startupach. Czy jest szansa, by to zmienić i zacząć podróżować do Lizbony w celach innych niż turystyczne? O opinie na temat portugalskiego e-rynku poprosiliśmy mieszkającego tam na co dzień Grzegorza Golebiewskiego – CEO Znak it!
Jak w Portugalii wygląda rynek startupów?
Gospodarka Portugalii jest stosunkowo mała, GDP ok. 240 mld USD, w 75% oparta na usługach w tym turystyce. Około 23% to przemysł, głównie produkcja odzieży i butów, wyroby spożywcze oraz półprodukty i części zamienne na eksport. W ostatnich latach gospodarka tego kraju przeżywa kryzys, produkt narodowy maleje, a bezrobocie utrzymuje się na poziomie 12%. Niestety, wśród młodych ludzi jest ono znacznie większe. Wszystko to rzutuje dosyć mocno na krajobraz startupów, typowy z resztą dla państwa w podobnej sytuacji. Z jednej strony startupy są szansą, szczególnie dla ludzi młodych i wykształconych, którzy nie mogą znaleźć zatrudnienia, więc decydują się stworzyć sobie własne miejsce pracy. Z drugiej strony, te nowe przedsięwzięcia, aby zaistnieć i odnieść szybki sukces – bo o wsparcie finansowe, tak jak wszędzie, jest tu stosunkowo trudno – starają się wypełnić lukę technologiczną między istniejącymi już przedsiębiorstwami a rynkiem. Innymi słowy, innowacyjność tych przedsięwzięć polega często na stworzeniu elektronicznej wersji lub internetowego „przedłużenia” usług i produktów już oferowanych – a więc witryny i platformy e-commerce, e-usługi, digitalizacji niektórych produktów, np. e-booków, itd. Powstają też ciągle nowe portale społecznościowe, a to miłośników fotografii (np. Olhares.sapo.pt, przejęty ostatnio przez największy portal portugalski Sapo.pt), miłośników wina (Pt.adegga.com), muzyki (Buymyplaylist.com) itp.
Mało jest startupów obliczonych na drastyczne zmiany lub wprowadzenie nowego produktu czy nowej technologii. Wyjątki stanowią przedsięwzięcia z zakresu wykorzystania energii słonecznej, częściowo sponsorowane przez państwo, oraz ochrony zdrowia. Ta ostatnia dziedzina ma swoją gwiazdę i patrona – firmę Bial, produkującą m.in. leki przeciwbólowe. Bial nie jest startupem, ale ma kilka ośrodków badawczych, które współpracują z małymi firmami i wynalazcami, aktywnie wspomagając innowacyjność w tej dziedzinie. I takich patronatów jest więcej.
Jakie są różnice, czego możemy się nauczyć od Portugalczyków, a w czym jesteśmy od nich lepsi?
Różnice, jeżeli są, to również wynikają one ze struktury i stanu portugalskiej gospodarki. Ponieważ większość udanych startupów ma wspomniany już „usługowy” charakter, szybciej chyba niż w Polsce są one przejmowane przez większe podmioty. W związku z kryzysem, nawet największe firmy mają ograniczone fundusze na rozwój (R&D), a w takiej sytuacji często lepiej się opłaca kupić nowe, ale częściowo już sprawdzone rozwiązanie opracowane przez małe, startujące dopiero firmy, niż angażować własne środki w szukanie tych rozwiązań. Jest to z korzyścią dla większych firm, ale też startupów. W ten sposób bowiem, najbardziej utalentowani młodzi przedsiębiorcy mogą wdrażać kolejne swoje pomysły w oparciu o zdobyte już doświadczenie oraz pozyskany kapitał. Powstaje naturalny ekosystem oraz ścisłe związki między dużymi oraz małymi firmami oraz między CEOs i początkującymi przedsiębiorcami.
Może to tylko moje doświadczenie, ale wydaje mi się, że w Polsce tzw. „duzi gracze” rzadko widzą w startupach swoich partnerów. Często trudno jest nawet dotrzeć do polskiego CEO i przedstawić mu, czy jej coś nowego.
Inna różnica to współpraca startupów ze środkami akademickimi, i to nie tylko w Portugalii, oraz aktywny udział portugalskich firm w programach umożliwiających pozyskanie kapitału typu seed lub equity z innych państw.
Naturalnie polscy przedsiębiorcy też w takich programach uczestniczą, ale bardziej na zasadzie wyjątków. Brałem udział w kilku tzw. venture czy startup summits organizowanych regularnie przez Europe Unlimited czy Seedcamp. Wszędzie spotykałem startupy z Portugalii – i oczywiście z innych krajów – ale polskich innowatorów jakoś nie udało mi się nigdy spotkać. Nie widziałem tam też polskich inwestorów. To jest tylko pozornie odrębnym zagadnieniem, ponieważ bez udziału polskich funduszy w programach wsparcia dla zagranicznych startupów trudno będzie przyciągnąć takie organizacje jak wspomniana European Unlimited do Warszawy. A w Lizbonie organizuje one spotkania i konkursy na najlepsze startupy kilka razy w roku. Jednym z patronów tych spotkań jest Sonea Capital Venture należąca do portugalskiej korporacji Sonea, która zajmuje się m.in. technologią komputerową i mediami elektronicznymi.
Do wyjątków należą sukcesy portugalskich startupów w USA, ale są takie. Przykładem może być Musikki (Musikki.com) czyli portugalska Wiki, ale poświęcona wszystkiemu, co wiąże się z muzyką i artystami/zespołami muzycznymi. Musikki wygrało konkurs dla startupów organizowany przy współudziale Massachusetts Institute of Technology (MIT) i odniosło też sukces na amarykańskim South by South West, czyli popularnym SXSW, gdzie zaczynały swoją karierę m.in. Twitter i Foursquare.
Jakie są główne tendencje rozwoju portugalskiego e-rynku?
Jak już wspomniałem jest to głównie tworzenie nowych „internetowych oddziałów” istniejących już biznesów, ich e-komercjalizacja, tworzenie e-usług zastępujących tradycyjne metody obsługi klientów oraz szeroko pojęta komunikacja, centra danych oraz zbieranie i wymiana informacji. Ale tak jak wszędzie, ambicją zarówno państwa, jak i pojedynczych przedsiębiorców jest stworzenie czegoś nowego i to na skalę międzynarodową, zgodnie z globalnym charakterem internetu.
Często się mówi, że o pomysły jest łatwo; trudność polega na ich wdrożeniu. W wielu wypadkach tak jest, ale mimo wszystko dobrych pomysłów brakuje i to wszędzie, niezależnie od szerokości geograficznej czy tzw. „tematu”. Gdyby było inaczej, to od dawna mielibyśmy gotowe „pomysły” na zwalczanie chorób czy produkcję energii z wody czy z powietrza. Wystarczyłoby je tylko wdrażać. A tak nie jest. Inwestorów też jest zwykle więcej niż przełomowych konceptów. Pod tym względem Portugalia nie jest wyjątkiem.
Inwesotr z Portugalii to pomysł dobry i realny czy raczej z obszaru science fiction?
Może nie si-fi, ponieważ istnieją tu fundusze i inwestorzy, wspomniana już Sonea czy Portugal Ventures, która oferuje seed funds. Są też organizacje wspomagające startupy, inkubatory i specjalne strefy ekonomiczne umożliwiające rozwój i to nie tylko miejscowych firm. Swego czasu Madera np. miała bardzo atrakcyjny program i bazę serwerów dla zagranicznych firm technologicznych. Są też fundusze społeczne finansowane częściowo z europejskiego Investment Fund, np.: Portuguese Venture Capital Initiative i wiele innych. Wykluczyć tych instytucji nie można; ale polegać akurat na kapitale z Portugali też chyba byłoby niemożliwe.
Zakładając BuyMyPlaylist.com, który jest serwisem muzycznym i należy obecnie do 500 najpopularniejszych stron internetowych w Portugali, nie szukałem tu inwestorów. Skoncentrowałem się na pozyskiwaniu partnerów i to się udało. Mój portal współpracuje z kilkoma liczącymi się tu stacjami radiowymi i TV; organizujemy programy i imprezy z promotorami największych koncertów muzycznych, mamy też wyłączność na sprzedaż utworów kilku znanych artystów. Warto również wspomnieć, że udało nam się, choć na krótko, przekonać lokalną TV do obsługi portugalskiego wydania „Idola” przez BuyMyPlaylist. Niestety, firma posiadająca prawa autorskie do tego programu nie zatwierdziła naszego porozumienia. Mówię o tym nie jak o sukcesie, ale by zilustrować jak otwarty i przyjazny jest ten rynek. Obcy i jeszcze rok temu nieznany nikomu startup mógł zaistnieć i odnosić sukcesy. Próbować więc warto. Zachęcam.