Codziennie słyszymy o kryzysie. Naturalnym wydaje się pytanie: kto jest temu winien?
W mojej ocenie problem kryzysu – jak to w życiu bywa… – jest złożoną kwestią. Możemy tu mówić o kryzysie w USA oraz w Europie. Winnych jest więcej niż jedna konkretna strona. Wszystko zaczęło się w USA poprzez chciwość „bankierów” z WallStreet i braku wystarczającej kontroli organów nadzorczych nad instrumentami pochodnymi opartymi o kredyty hipoteczne o podwyższonym ryzyku. W dużym skrócie były one uzależnione od ciągłego wzrostu cen nieruchomości; gdy ceny nieruchomości przestały rosnąć – okazywały się papierami szybko tracącymi wartość. Pierwszy poległ bank inwestycyjny Lehman… Ceny nieruchomości zaczęły drastycznie spadać, a kredyty stały się „bardziej ryzykowne” ze względu na topniejącą wartość ich zabezpieczenia. Kredyty przestały być spłacane terminowo, a w pewnym momencie można mówić o zaprzestaniu ich spłaty np. z powodu sytuacji, że obecna cena domu na rynku była zdecydowanie niższa niż jego pierwotnego zakupu. Banki, obawiając się nawzajem o posiadanie we własnych aktywach „toksycznych obligacji”, przestały pożyczać sobie pieniądze. Brak gotówki i niestabilność w tym ekosystemie jest zawsze wstępem do problemów gospodarczych. Problem USA rozlał się na cały glob. W Europie druga fala kryzysu już jest obecna, powiedzmy, od roku. Jest to inny rodzaj kryzysu niż ten w USA.
Europa pokutuje za konsumpcję ponad miarę swoich możliwości finansowych – każda rodzina w końcu musi się zadłużyć przy takiej filozofii. Kryzys fiskalny, moim zdaniem, osiąga w tym momencie apogeum (jaka jest jego skala niech, będzie obrazem kontrolowane bankructwo Grecji, czy też jeden z największych długów publicznych na świecie, jaki mają Włochy ok. 2 bln euro, czyli ok. 120% wytwarzanego PKB tego kraju).
Czy jesteśmy w stanie powiedzieć, kiedy ten kryzys wreszcie minie?”
Nie ma na tym świecie osób, które znają odpowiedź. Możemy tylko dywagować – moim zdaniem jesteśmy już za dołkiem. Teraz powinno być już tylko lepiej, tj. mam na myśli, że już „nie spadniemy jako Europa gospodarczo niżej”, a rentowności obligacji państw Europy będą już tylko niższe (co oznacza pozytywną sytuację dla zadłużonych krajów – spłatę długu po coraz niższych cenach).