Prawie 300 tysięcy wyświetleń na serwisie YouTube, flesze, wywiady obecność w ogólnopolskich stacjach biznesowych. Co należy zrobić, aby to osiągnąć? Możliwości jest pewnie wiele, a jedną z nich jest nagranie piosenki o tym, jak się robi internety w Polsce. Żeby nikt niewtajemniczony nie mówił… Chłopaki z Bitsy Boys (czyli autorzy przeboju Internety robię), to nie domorośli muzycy, którzy w poszukiwaniu inspiracji obili się o branżę startupową, ale przedsiębiorcy pełną gębą. Na co dzień faktycznie robią internet. Gościmy dziś na łamach e-PROFIT największych przedsiębiorców wśród polskich raperów i największych raperów wśród polskich przedsiębiorców – Michał Sadowski i Karol Wnukiewicz z Brand 24.
Michał, sukces jaki osiągnęła piosenka Internety robię przerósł chyba Wasze oczekiwania. Musicie się mocno tłumaczyć, dlaczego na co dzień zamiast promować trasę koncertową, zajmujecie się rozwojem własnego biznesu?
K.W.: Tak, to prawda. Na początku myśleliśmy, że piosenkę obejrzy maksymalnie 1000 osób, głównie ludzie z branży, znajomi i członkowie rodziny. Nigdy nie podejrzewałbym, że będę współtwórcą przedsięwzięcia, które określa się już mianem viralu roku 2012. Nie jesteśmy piosenkarzami tylko informatykami. Skończyliśmy informatykę na Politechnice Wrocławskiej i od tego czasu wspólnie prowadzimy internetowe przedsięwzięcia. Na tym znamy się najlepiej i to daje nam wielką przyjemność na co dzień, dlatego daleko nam do planów o trasie koncertowej.
M.S.: Pierwszym sprawdzianem naszego klipu był przedpremierowy pokaz na Internet Beta. Mieliśmy plan, aby na wypadek braku jakichkolwiek oklasków, Karol siedzący wśród publiczności spróbował rozkręcić brawa, żeby nie było wstydu. Baliśmy się, że Karol wstanie sam i zacznie bić brawo krzycząc: łuuhuuuuu… po czym usiądzie wolno z powrotem, zdając sobie sprawę, że był jedyną osobą, która klaskała. Na szczęście dostaliśmy najdłuższe brawa, jakie kiedykolwiek spotkały mnie na najróżniejszych konkurencjach. Entuzjastyczna reakcja pozwoliła z optymizmem spoglądać w stronę docelowej premiery online, ale nikt z nas nie miał jeszcze bladego pojęcia, jak to się rozniesie.
Internety robię imponuję Tobie – no to zaimponujcie i powiedzcie, co zrobiliście dla rozwoju e-biznesu w Polsce, na czym polega Wasz projekt?
K.W.: Nasz projekt nazywa się Brand24 i jest to narzędzie do monitoringu internetu, które szczególny nacisk kładzie na media społecznościowe. W najbardziej przystępny sposób można to określić „nasłuchiwaniem” opinii pojawiających się internecie na temat danej marki, produktu czy określonego zagadnienia. Brand24 stanowi również źródło analiz i raportów dających kompleksową wiedzę na temat klientów (internautów). Narzędzie pozwala na obserwację ich zachowań, śledzenie reakcji, a także związanych z nimi trendów. Celem Brand24 jest stworzenie nowego kanału komunikacji z klientami, którego wykorzystanie pozwoli m.in. na wsparcie sprzedaży, a także wzmocnienie pozytywnego wizerunku wybranej marki, produktu bądź usługi.
M.S.: Najbardziej cieszy nas jednak, że Brand24 został doceniony zarówno przez branżę, jak i klientów. W niecały rok udało się pozyskać prawie 200 stałych klientów abonamentowych i bardzo dynamicznie rosnące (nie mieliśmy jeszcze miesiąca, który byłby słabszy od poprzedniego) przychody, które w pierwszych kwartałach 2013 przekroczą 100 tys. zł/mies. Brand24 został także jednym z laureatów w takich konkursach jak Aulery czy Ekomersy.
Wielu osobom wydaje się, że głównym motywatorem naszej pracy są pieniądze. Tak nie jest. Jeśli miałbym wskazać jedną i główną przyczynę, dla której z przyjemnością zasiadam przed komputerem na kilkanaście godzin dziennie, to będzie nią właśnie bardzo ciepły odbiór tego, co robimy.
Skąd wziął się pomysł? Jak analizowaliście rynek, dlaczego uznaliście, że to może się udać?
K.W.: Pomysł narodził się kilka lat temu, kiedy to tworzyliśmy serwisy społecznościowe, m.in. Patrz.pl, który w 2006 roku sprzedaliśmy do dużej spółki giełdowej. Potrzebowaliśmy wtedy narzędzia, które pozwoliłoby monitorować, co mówią o nas i naszych serwisach internauci na forach czy platformach społecznościowych. Jako że rynek nie oferował dobrego rozwiązania pasującego do naszych potrzeb, postanowiliśmy stworzyć własne rozwiązanie. A stąd prowadziła już szybka droga to tego, aby takie narzędzie stosować nie tylko do własnych celów, ale także sprzedawać komercyjnie.
M.S.: Ponadto zawsze marzył nam się projekt oparty na modelu biznesowym SaaS – promowanym przez naszych interentowych guru: chłopaków z 37 signals z Davidem Heinemeierem Hanssonem na czele. Fascynowała nas możliwość budowy zautomatyzowanego produktu, który sprzedawałby się bez konieczności udziału człowieka w procesie zakupowym. Dziś, prawie połowa naszych klientów to podmioty, które trafiły na stronę, zarejestrowały się, przetestowały produkt po czym zdecydowały się na zakup w oparciu o automatyczne płatności online. To naprawdę niesamowite uczucie, gdy o 23 dostaję na komórkę powiadomienie o nowym kliencie, który przykładowo wykupił abonament za 250 zł/mies., a którego nie widziałem, z którym nie rozmawiałem. Naturalnie cieszymy się zarówno z klientów, którzy rejestrują się za pośrednictwem naszego działu sprzedaży/obsługi klienta.
Dzisiaj chyba można zaliczyć Was do tej grupy startupowców, którym się udało… Gdzie tkwił klucz do tego? Zbieg okoliczności, odpowiedni moment, pomysł, a może wszystko razem?
M.S.: Wprawdzie nie stać nas jeszcze, żeby codziennie jeść sushi, ale rzeczywiście biznes rozwija się bardzo szybko. Kluczem do sukcesu jest dbałość o pozorne szczegóły – to jest zdecydowanie ważniejsze od samego pomysłu. Nie byliśmy ani pierwszym, ani pewnie nawet piątym narzędziem monitoringu internetu w Polsce. A mimo to udało stworzyć produkt innowacyjny, który inaczej niż do tej pory adresował problemy zarówno małych, jak i dużych firm. Druga sprawa to rzeczywiście odpowiedni moment. Rynek usług monitoringu jest wprawdzie bardzo młody, ale to dobrze, bo rozwija się z razem z nami, a w zasadzie to my możemy go kreować.
Drugim ważnym elementem jest wyrazistość naszej marki, a także nas samych jako postaci pomagających w jej uczłowieczaniu. Klip Internety robie, czy nasze video pokazujące kulisy pozyskania inwestora (można sprawdzić na YT) to elementy, które pozwoliły nam i samemu Brand24 wyróżnić się na tle innych projektów internetowych.
K.W.: Wiele pomysłów upada ze względu na ilość potencjalnego trudu i przeszkody. Sukces odnoszą z reguły osoby, które z uporem maniaka dążyły do realizacji swojego pomysłu, pomimo napotkanych trudności. Diabeł tkwi w szczegółach, zawsze!
Skupię się na jednym czynniku, który często uważany jest za konieczny jako podstawę dobrze zaplanowanego biznesu – stworzenie misternego biznes planu. Nie chcę tu powiedzieć, że planowanie jest złe. Długodystansowe planowanie jest nierealne w przypadku e-biznesów opartych po części na modzie i trendach internetowych. Dyscyplina i wysiłek, jaki trzeba włożyć w stworzenie takiego planu, powinny słuzyc do tego, by przekonać się, czy rozumiesz, w jaki sposób dostosować biznes w przypadku zmian w przyszłości.
Wróćmy do tekstu Waszego przeboju. Jestem ciekawy, jak poza zabawnymi rymami podchodzicie do tego, o czym śpiewacie. A tak poważniej, rozbierzmy Wasz tekst na części pierwsze. Zgoda?
K.W.: Zgoda!
M.S.: Śmiało !
No to jedziemy: Pomysł to naprawdę niewiele, mam ich setki z moim przyjacielem. Jak to jest z tym pomysłem na startup. Dlaczego jeden warto pokazać inwestorowi, a pozostałych 99 lepiej nie wyjmować z szuflady?
K.W.: Może zacznijmy od tego, że pomysłów nie trzeba od razu pokazywać inwestorowi, tylko rozpocząć ich realizowanie. Mam wrażenie, że niektórzy myślą, że jak mam pomysł, to już 3/4 sukcesu i dalej pomoże mi inwestor, który mi za to zapłaci. Nic bardziej mylnego! Pomysł to rzeczywiście naprawdę niewiele i liczy się jego rzetelnie przemyślana realizacja. Tak naprawdę do żadnego naszego dotychczasowego pomysłu nie potrzebowaliśmy inwestora na starcie. Projekty staraliśmy się realizować samodzielnie, we własnych domach, garażach i za własne pieniądze. Oczywiście pomagało nam wykształcenie informatyczne, dzięki któremu byliśmy w stanie stworzyć wiele rzeczy samodzielnie. Dopiero na późniejszych etapach przydawał się w naszym wypadku inwestor, kiedy koszty działalności przerastały nasze zasoby, a chcieliśmy również przeprowadzić szeroką promocję produktu. Na tym etapie wejście inwestora było koniecznie i ten właśnie moment uważam za właściwy ze względu na fakt, że mieliśmy nie tyle, sam pomysł, ile działający już prototyp pokazujący zapotrzebowanie produktu na rynku.
M.S.: Systematycznie spotykam się z opowieściami o ludziach, którzy przyszli do inwestora z tekstem: mam genialny pomysł na miarę Skype lub Google, nie powiem wam o co chodzi, ale za 500 tys. zł sprzedam wam 30% udziałów. Nie szybciej jednak niż podpiszemy umowę. Mam alergię na takich kosmitów.
Jeśli brakuje czasu na promocję, są agencje PR i inne opcje – nie uważacie, że to właśnie promocja a właściwie jej brak jest często największą słabością młodych startupów?
K.W.: Twórcy projektów częśto uważają, że dobry produkt sam się sprzeda i nie przywiązują wagi do jego promocji. A to błąd! Każdy biznes potrzebuje siły napędowej w postaci działań promocyjnych. Trzeba się pokazać i trzeba to zrobić umiejętnie. Istnieją liczne agencje, które ze względu na dużą konkurencję na rynku oferują naprawdę świetne usługi wizerunkowe za stosunkowo niewielkie pieniądze.
M.S.: Rzeczywiście często jest tak, że młodzi przedsiębiorcy koncentrują się na budowie produktu (co ze wszech miar popieram), zapominając totalnie o komunikacji. Projekt internetowy, jak każda marka, potrzebuje pochylenia się nad kwestiami związanymi z PR-em, marketingiem. Niezależnie czy firma operuje w modelu b2b, czy b2c – kwestie związane z promocją nie mogą pozostać na drugim planie.
Cały tydzień na konferencjach tłumy szaleją rośnie audiencja – wiele osób uważa, że tych branżowych imprez jest za dużo i poza bawieniem się we własnym sosie niewiele więcej dają. Jakie jest Wasze zdanie, czy budując startup, warto jeździć po konferencjach?
M.S.: W naszym przypadku każde wydarzenie branżowe ma naturalnie potencjał sprzedażowy. Dla nas obecność na wielu imprezach branżowych ma sens. W przypadku projektów, których odbiorcami nie jest sama branża – rzeczywiście rekomenduję wstrzemięźliwość w uczestnictwie w nadmiernej liczbie wydarzeń. Lepiej spędzać czas nad rozwojem produktu lub jego promocją w środowisku bardziej związanym z faktycznym odbiorcą.
K.W.: Poruszony wcześniej temat promocji pochłania rzeczywiście sporo czasu. Nie ma tygodnia bez wyjazdu na konferencję czy spotkanie branżowe. O tym więcej powie Michał, który przejeżdża ponad tysiąc kilometrów tygodniowo.
Gdy Antyweb nasz projekt poleca, niejednej sikorce zadrze się kieca. (…) Warto trzymać z blogerami sztamę, pomogą, doradzą, dorzuca reklamę – czy Waszym zdaniem blogi takie jak Antyweb są w stanie realnie wesprzeć rozwój projektu, czy to bardziej karmienie własnej próżności i lans?
M.S.: Blogi mają ogromny i bardzo łatwo mierzalny wpływ na rozwój produktu lub jego sprzedaż. Lans traktuję jako jeden z elementów wspomnianego rozwoju produktu. Pojawienie się informacji o naszym skromnym projekcie na blogu Grześka Marczaka bardzo pomogło w starcie Brand24. Szczegółowe efekty naszej obecności na Antyweb opisałem nawet na moim blogu – porównując przy okazji z efektami pojawienia się w tak zwanych mainstreamowych mediach. W naszym przypadku, efektywność mainstreamowych kanałów była daleko za blogosferą.
K.W.: Ze względu na liczbę czytelników Antyweb jest swego rodzaju wyrocznią na polskim rynku e-biznesów i nie tylko. W momencie, gdy projekt uzyska pozytywną opinię i trafi na stronę, zyskuje świetną i darmową okazję do promocji. Jest to ten element marketingu, o którym rozmawialiśmy wcześniej.
Mój ulubiony fragment: przemyśl model biznesowy, życie z reklamy nie ma mowy. Jeśli nie reklama to co? W którym kierunku będzie się teraz rozwijało najwięcej startupów – płatny kontent, freemium, mikropłatności?
K.W.: W okresie bańki internetowej Web 2.0 w 2000–2001 roku istniało przeświadczenie, że wystarczy stworzyć serwis internetowy, który będzie miał dużo użytkowników i odsłon, a przychody się same pojawią. W tym oczywiście z reklamy displayowej. Rynek reklamy ze względu na stawki nie pozwala na utrzymanie biznesu internetowego, dlatego potrzebne jest źródło przychodów w postaci usługi, za którą zapłacą użytkownicy. W Brand24 płatny jest dostęp do narzędzia.
W tym fragmencie piosenki pojawia się Rafał Agnieszczak, który jest tu dla mnie autorytetem. Trafił do Internety robie przez mój sentyment do niego, ponieważ potrafił już kilka lat temu zmonetyzować wyjątkowo trudną społeczność Fotka.pl. Wówczas gdy przeciętny młody internauta nie chciał płacić za dostęp czy usługę premium do serwisu internetowego.
M.S.: Przyszłość leży w modelu SaaS. Jego główne zalety to skalowalność i coś, co z braku lepszego zwrotu ujmę jako nastawienie na rentowność. Chodzi tu o działanie zgodne ze zdrowymi zasadami biznesu. Tworzę produkt, produkt rozwiązuje problem klienta, klient płaci za produkt. Niestety, nurt zwracania uwagi na przychody od pierwszych dni pracy nad projektem został w pewnym sensie zatracony. Wszędobylski model darmowych usług monetyzujących się w oparciu o reklamy sprawdza się jednak tylko w przypadku nielicznej grupy największych, najbardziej medialnych serwisów. Konkurencja jest tu nieporównywalnie większa do tej na rynku usług narzędziowych.
Abonament jako stabilne źródło przychodów aplikacji internetowej będzie w najbliższych latach jednym z głównych kierunków rozwoju e-biznesu.Sieć monitoruj, poznaj klientów nigdy nie ignoruj. Jest coś takiego jak obraz statystycznego klienta w polskiej sieci? Jeśli tak, to jaki? Świadomy i wybredny czy goniący za każdą nowinką?
K.W.: Rynek monitoringu internetu wciąż się buduje. Nie wszystkie firmy i marki są świadome tego, jakie korzyści niesie ze sobą nasłuchiwanie internautów, czyli de facto klientów. W związku ze stałym rozwojem sieci i powstających dzięki niej treści, internet staje się głównym polem walki o dobre imię firmy. Wymienić mogę tu 3 główne powody zagrożeń dla reputacji marki w internecie: popularność tego medium, wzajemne zaufanie jego użytkowników oraz łatwość manipulacji treściami. Dodatkowym utrudnieniem staje się fakt ogromnego wzrostu konkurencji niemal w każdej branży rynkowej. To często prowokuje nieczyste zagrania ze strony przeciwników biznesowych, co prowadzi oczywiście do wzrostu zagrożenia dla reputacji marki w sieci i konieczności jej monitorowania. W takiej sytuacji Brand24 jest nie tylko wartością dodaną dla działu marketingu firmy, lecz także rynkową koniecznością dla firmy czy marki.
M.S.: Dbałość o klienta jest jednym z naszych znaków rozpoznawczych i staramy się tym podejściem zarażać innych przedsiębiorców. Osobiście dostaję palpitacji serca, kiedy wiem, że nie mogę klientowi odpisać na zapytanie szybciej niż po kilkunastu minutach. Ponieważ dużo podróżuję, często zdarza się, że zjeżdżam na pobocze i zaczynam komponować e-maila z odpowiedzią. Mam zawsze takie nieco głupawe wyobrażenie, że ktoś tam po drugiej stronie ekranu siedzi, patrzy w monitor i czeka na odpowiedź. Robię więc wszystko, co w mojej mocy, żeby otrzymał ją jak najszybciej. Podejście wydaje się naturalne, ale niestety nadal spora część podmiotów działających online nie działa w ten sposób.
Wywiadu udziel znanej gazecie – no to w tym momencie sama świadomość, że rozmawiamy, napawa mnie dumą.
K.W.: To nam uświadamia, że choć tekst piosenki został napisany w podróży, w pośpiechu i częściowo na kolanie, to został dobrze dobrany J.
M.S.: Teraz czekamy na Pudelka, „Panią Domu” i Koń polski!
No dobrze, to na koniec uchylcie rąbka tajemnicy odnośnie Waszych dalszych planów. Biznesowych i estradowych.
K.W.: Niedługo uruchomiamy dwie wersje językowe – wersję anglojęzyczną zorientowaną głównie na rynek amerykański oraz wersję indonezyjską. W planach zatem ekspansja na zagraniczne rynki. To nieoficjalna wiadomość, ale w planach mamy kolejną piosenkę, która powstanie właśnie w celu promocji naszej firmy zagranicą. Tam będziemy mogli pochwalić się naszym angielskim z domieszką lekkiego rosyjskiego akcentu J.
M.S.: ja dodam tylko, że Internety robie to jedynie preludium do kolejnych klipów, które są już w produkcji. Kolejne klipy będą po angielsku, więc trzymajcie kciuki.
Dzięki za rozmowę.
K.W.: Dziękuję.
M.S. Również bardzo dziękuję!